piątek, 27 czerwca 2014

Start w Albstadt: Mittagspause

Wkurzają mnie te przerwy! Cały dzień w pracy mi rozwalają! Siedzę sobie w środku własnego znieczulenia aż tu nagle około południa wbija mi na sale kumpel po fachu i życzy mi "smacznego". Oznacza to ni mniej ni więcej, że właśnie zaczęła się moja półgodzinna przerwa w pracy. A co z nią zrobię - moja sprawa. Ma mnie tam nie być i koniec dyskusji. W zeszłym tygodniu jeszcze z tym walczyłem. Ale tutaj nikt nie rozumie jak można nie zrobić sobie przerwy w środku dnia na obiad, czy cokolwiek. I możesz wałkować, że w Polsce przerw nie ma; że ja nieprzyzwyczajony do przerwy bo nie wiem co ze sobą zrobić; że burzy mi to mój porządek pracy; że ja do 16. potrafię nie być głodny... i tak w kółko kilku osobom usiłujących mnie w zeszłym i tym tygodniu zmieniać. Przedwczoraj postanowiłem, że się poddaję. Nastąpiło to po tym, jak mnie pielęgniarka w środku zabiegu zaciągnęła do socjalnego (zostawiając kogoś innego na sali) i niemal wepchnęła we mnie kawałek ciasta mówiąc, że muszę coś zjeść i nie mogę być głodny cały dzień! I nic nie daje tłumaczenie, że przecież ja jadłem śniadanie! No nie da się z tym walczyć! Próbowałem - nie da się! Zatem od wczoraj potulnie wcinam obiadki w szpitalnej kantynie. I chyba przyjdzie mi się do tego przyzwyczaić. A to może przyjdzie szybciej niż później, bo całkiem nieźle tam karmią pracowników: Codziennie jest bufet, w którym można sobie poprosić panią "rozdającą" o danie wegetariańskie lub niewegetariańskie (muszę przyznać, że mięsko robią rozmaite i bardzo smaczne!) z dowolnymi dodatkami (ziemniaczki, fryciochy, ryż, warzywka albo wszystkiego po trochę), dwa sosiki do wyboru, samoobsługowy bufet surówkowo-sałatkowy i kilka deserów do wyboru + lody. I takie Mittagsmenu w cenie 4.40 EUR dla pracowników (nie wiem ile dla gości, ale pewnie niewiele więcej). Każdy z pracowników ma założone wirtualne konto, które może załadować z karty płatniczej/kredytowej z chipem dowolną kwotą do 200 EUR i później umieszczając kartę w terminalu (po zapakowaniu całej tacy żarełkiem) z konta jest kasowane 4.40 :-) Za taką cenę takiego wypasu to chyba w PL jeszcze nie spotkałem. Tym bardziej ta opcja zaczyna mnie przekonywać. Nie wspominając o tym, że robienie obiadu we wspólnej kuchni już odpada :-) Zatem dzisiaj był pyszny obiadek w samo południe ;-D I dzionek też należał chyba do tych jednych z najlepszych. Wczoraj byłem po raz kolejny (aczkolwiek pierwszy w tym tygodniu) rozpisany na własną salę ale tak de facto na odległość czuwał nade mną Chefarzt. Na odległość, bo wbijał do mnie tylko wtedy, kiedy coś mu się nie podobało - zazwyczaj na szczęście tylko kosmetyczne poprawki w prowadzeniu pacjenta :-) Później się dopiero dowiedziałem, że w swoim biurze 2 piętra niżej ma podgląd monitorów ze wszystkich sal :-) I dzisiaj znowu dostałem własną salę. I nie było w pracy szefa. Dzisiaj to w ogóle prawie nikogo w pracy nie było oprócz tych, którzy być musieli! Nie dość, że nikt mnie nie pilnował to jeszcze znaleźć kogoś, kogo można by się było o coś zapytać w przypadku niepewności, graniczyło z cudem :-D O pomocy skądkolwiek nie wspominając. Na szczęście pielęgniarki kumate prawie tak jak w Polsce (pozdrowienia dla polanickiego bloku!) i w razie czego służą swoją wiedzą. Zatem dzisiaj 4 planowe operacje, które gładko poszły i jedna na ostro też bez większych problemów :-)
Takie dni dodają wiary w siebie. Wiem, że sporo się jeszcze muszę nauczyć ale znaczące dla mnie jest to, że jestem tutaj traktowany na równi z innymi, jako część dobrze działającej maszyny, jaką jest blok operacyjny i moja obecność nie jest nikomu obojętna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz