sobota, 21 grudnia 2013

Skicircus Saalbach-Hinterglemm

Zdjęcia: 2013.12.20-21 Day 7-8 Skicircus Saalbach Hinterglemm Leogang

Panoramy:


Panorama na Wysokie Taury (Hochetauern)
z Grossglocknerem


Dzień na nartach: December 20, 2013, Skicircus + December 21, 2013, Skicircus

Pogoda się w tej części Alp kończyła więc trzeba było szukać jej gdzieś indziej. Przejrzałem alpejskie prognozy pogody i znalazłem duuuużo słońca w Austrii, 13 godzin drogi od Breuil-Cervinia. To była taka tańsza opcja przejazdu. Biorąc pod uwagę fakt, że nie mieliśmy tyle czasu do stracenia, postanowiłem skorzystać z włoskich autostrad. Myślałem, że będzie drożej, ale wyszło całkiem znośnie :-) Oprócz tego, że przez korek na autostradzie utknęliśmy na 2 godziny w Mediolanie :-/ Ostatecznie wieczorem wylądowaliśmy w austriackim Saalbach-Hinterglemm... i w końcu ktoś rozmawiał do mnie po niemiecku ;-D a nie jakiemuś włosko-niemiecko-francusko-cholera`wie`jakiemu :-D
Rozpakowano, spanko i od następnego ranka 2 ostatnie dni ostrej jazdy na krawędziach :-)

środa, 18 grudnia 2013

Valtournenche

Zdjęcia: 2013.12.18 Day 6 Valtournenche

Panoramy:


Panorama z Colle Inferiore Cime Bianche (2896 m.n.p.m.) w kierunku doliny Valtournenche


Dzień na nartach: December 18, 2013, Breuil-Cervinia (skiline)

Jak to często w narciarskich resortach bywa Bruil-Cervinia jest połączony nie tylko ze szwajcarskim Zermatt, ale na tym samym karnecie (bez dopłat za szwajcarską stronę) można sobie jeszcze pojeździć zarówno w sąsiednim Valtorunenche, jak i w dwóch jeszcze innych oddalonych o kilka kilometrów mniejszych ośrodkach.

A zatem dzisiaj padło na Valtournenche. Co tu dużo gadać... się jeździło :-)

wtorek, 17 grudnia 2013

Breuil-Cervinia ski

Zdjęcia: 2013.12.17 Day 5 Breuil-Cervinia ski

Panorama:


Panorama z przełęczy Plateau Rosa (3480 m.n.p.m.) na włoską stronę


Dzień na nartach: December 17, 2013, Breuil-Cervinia (skiline)

Włoskie śniadanie nie różniło się specjalnie od tego serwowanego przez Szwajcarów. Zaraz po nim wskoczyliśmy w narciarskie ciuchy, w ski-room`ie zamieniliśmy kapcie na buty narciarskie, chwyciliśmy narty i 5 minut później byliśmy już pod wyciągiem. Plateau Rosa (3480 m.n.p.m.) osiągnęliśmy szybciej niż od strony szwajcarskiej, ponieważ samo Breuil-Cervinia położone jest na ponad 2000 m.n.p.m.

Nie było niestety możliwości jeżdżenia po lodowcu, gdyż ten położony jest całkowicie po szwajcarskiej stronie. Ale i tak było sporo zabawy :-)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Breuil-Cervinia

Zdjęcia: 2013.12.16 Day 4 Breuil-Cervinia

Panoramy:


Bruil-Cervinia


Teoretycznie ośrodki w szwajcarskim Zermatt i Breuil-Cervinia po włoskiej stronie są ze sobą połączone, jednak praktycznie zakup "międzynarodowego" skipassu jest nieopłacalne. Dlatego po 3 dniach w Szwajcarii przejechaliśmy na drugą stronę przełęczy samochodem. Wydawać by się mogło, że to tylko chwila, lecz jeżeli w grę wchodzi pokonanie przełęczy położonej pnad 3 tys. m.n.p.m., sprawa staje się trochę bardziej skomplikowana :-) Żeby dostać się do miejscowości oddalonej w linii prostej o kilkanaście kilometrów... musieliśmy pokonać ponad 200 km jadąc baaardzo dookoła. I jak na złość jeszcze po drodze zamknęli nam kolejną przełęcz a przejazd był możliwy tylko tunelem i kosztował kolejne 30 CHF. Ale ostatecznie po ok. 4 godzinach jazdy dotarliśmy do włoskiego Breuil-Cervinia i wprowadziliśmy się do wcześniej zarezerwowanego pokoju w Hotelu** w samym centrum miasteczka, 50 m. od dolnej stacji wyciągu. Tego dnia już nie zdążyliśmy pojeździć na nartach, więc skończyło się na spacerze po kurorcie i wizytach w kilku sklepach sportowych.

Widok z naszego balkonu na główną ulicę

niedziela, 15 grudnia 2013

Zermatt Matterhorn - Matterhorn Glacier Paradise & Schwarzsee

Zdjęcia: 2013.12.15 Zermatt Matterhorn - Day 3 Matterhorn Glacier Paradise & Schwarzsee


Panoramy:


Panorama z Trockener Steg (2939 m.n.p.m.) na Matterhorn Glacier Paradise






Matterhorn Glacier Paradise


Dzień na nartach: December 15, 2013, Zermatt – Matterhorn ski paradise (skiline)

Dzisiaj mieliśmy w końcu zaatakować lodowiec... i tak też się stało. Dotarcie na niego z samego Zermatt jest nieco czasochłonne, więc po drodze zatrzymaliśmy się tuż pod nim na lunch w schronisku Trockener Steg na 2939 m.n.p.m.


Później już czekał nas tylko deser - Matterhorn Glacier Paradise.


Maksymalna wysokość, na jaką dotarliśmy to 3480 m.n.p.m., orczyki wyciągają jeszcze wyżej (3899 m.n.p.m.), ale to już odpuściliśmy bo tam już dosyć mocno wiało. 


sobota, 14 grudnia 2013

Zermatt Matterhorn - Rothorn & Gornergrat

Zdjęcia: 2013.12.14 Zermatt Matterhorn - Day 2 Rothorn & Gornergrat

Panoramy:
Panorama z Hohtälli (3286 m.n.p.m.)

Zjazd do Zermatt

Dzień na nartach: December 14, 2013, Zermatt – Matterhorn ski paradise (skiline)

Tego dnia postanowiliśmy zjeździć stoki Gornergrat (3089 m.n.p.m.) oraz zahaczyć o świetną knajpę na stoku, z której rozpościera się fantastyczny widok. Mowa o Chez Vrony - restauracja nr 3 (na 173) w rejonie Zermatt według TripAdvisor. Z trudem (bo bez wcześniejszej rezerwacji) ale udało się znaleźć wolne miejsce na lunch.


Po godzinnym leniuchowaniu na słoneczku pojechaliśmy dalej.

Kolejna gondola wyciągnęła nas na Hohtälli (3286 m.n.p.m.), skąd rozpościerały się jeszcze lepsze widoki.



Stamtąd już zjazd do Riffelalp (2211 m.n.p.m.) z widokami na położone w dole Zermatt.


Z Riffelalp najsłynniejszą w Europie kolejką wysokogórską Gornergrad Bahn (najwyżej w Europie docierająca kolej zębata) dojeżdżamy na Gornergrad (3089 m.n.p.m.).



Na zboczach tej góry wiele tras narciarskich o różnym stopniu trudności - każdy znajdzie coś dla siebie.



Słońce powoli chowa się za górami a my zjeżdżamy kilkunastokilometrową trasą do samego Zermatt.




Korzystając z tego, że mamy 2-dniowy bilet kolejowy, wybieramy się jeszcze wieczorem na kolację do Zermatt.

piątek, 13 grudnia 2013

Zermatt Matterhorn - Rothorn

Zacznijmy od najciekawszego:

Zdjęcia: 2013.12.13 Zermatt Matterhorn - Day 1 Rothorn

Panoramy:
Panorama z Blauherd (2571 m.n.p.m.) na masyw Matterhorn


Panorama z Rothorn (3103 m.n.p.m.) na masyw Matterhorn

Dzień można by nazwać "kolejowym" ;-) z kilku względów, o czym za chwilę. Oprócz tego, że cała droga do Szwajcarii była męcząca, zwłaszcza w nocy, gdy niby coś padało, niby nie, w prognozach ani śladu chmury a gwiazd w ogóle nie było widać; oprócz tego, że po przyjeździe cały samochód był oblepiony solą; oprócz tego, że zamknęli nam na zimę przełęcz, przez którą mieliśmy zamiar przejechać... oprócz tego wszystkiego, to jechało się chwilami całkiem nieźle. Przełęcz, przez którą chcieliśmy przejechać to Furkapass, która pomimo braku zniewalającej ilości śniegu, była już zamknięta. Chyba dla zasady. Opcja objazdu dokładała nam ok. 300 km drogi, więc nie było wyboru - musieliśmy się przez nią przebić. Pociągiem. Tak, pociągiem. W ostatniej wiosce przed przełęczą zapłaciliśmy 30 CHF i wjechaliśmy na pociąg, który przewiózł nas tunelem na drugą stronę przełęczy. Stamtąd było już z górki. I to dosłownie.

Jakieś 2 godziny później dotarliśmy do celu. Chociaż to też można różnie rozumieć. Ponieważ do samego Zermatt nie da się dojechać niczym, co wydobywa z siebie spaliny.
Zermatt ze mną i Matterhornem (4478 m.n.p.m.) w tle

...a tu się obyło beze mnie

Zatem hotel znaleźliśmy 2 wioski wcześniej - w Randa. Dotarliśmy tam akurat w momencie otwarcia informacji turystycznej, w której dowiedziałem się wszystkiego i kupiłem bilety na pociąg. Przejazd szwajcarskimi kolejami Matterhorn Gotthard Bahn do tanich nie należy: za ok. 20 minut (czyli. ok. 10 km) jazdy częściowo na łańcuchach (stromy podjazd) trzeba zostawić 13,60 CHF w jedną stronę, bilet dwudniowy na tej trasie (nieograniczona ilość przejazdów Randa <--> Zermatt): 29 CHF. (Po przeanalizowaniu kosztów i wszystkich za i przeciw wyszło nam, że nocleg w samym szpanerskim Zermatt wyszedłby nas tyle samo, jeżeli nie taniej). Po rozpakowaniu i przebraniu wsiedliśmy więc w ekskluzywny szynobus i po niespełna 20 minutach wysiedliśmy wraz z innymi narciarzami na dworcu kolejowym w Zermatt na wysokości 1620 m.n.p.m. Było około południa, więc kupiliśmy na razie karnet na pół dnia i postanowiliśmy zjeździć stoki góry Rothorn (3103 m.n.p.m.) z zapierającymi dech w piersiach panoramami Matterhorn (4478 m.n.p.m.) i sąsiadujących z nim szczytów.
Matterhorn widziany z Sunnegga (2288 m.n.p.m.)



Pogoda była idealna (+2 st. C na ponad 3000 m.n.p.m.) i taka miała się utrzymać przez najbliższe dni :-)



wtorek, 5 listopada 2013

Połonina Wetlińska

...I znów wszystko wróciło do normy :-( Praca - w której nie jest łatwo, a jutro będzie tylko trudniej; dom - w którym mycie garów, pranie, nocowanie... i tak w kółko. Czyli bolesny powrót do bezsensu dnia codziennego. Góry jednak mają w sobie tę moc, która sprawia, że zapominamy o tym codziennym przytłaczającym kieracie. A szczególnie tak magiczne miejsca jak Bieszczady, które są wyjątkowe o każdej - jak się okazuje - porze roku. Nawet ze szczytami schowanymi w chmurach, nawet ociekające w strugach deszczu. To wszystko sprawia, że człowiek ma ochotę rzucić ten cały doczesny bajzel w cholerę i wybrać się na wędrówkę w poszukiwaniu... właściwie niczego konkretnego. Bo wystarczy tam tylko być, żyć tym co spotkane na szlaku za każdym kolejnym zakrętem... chłonąć to, czym otacza nas natura niezdemoralizowana agresją cywilizacji. I właśnie takie dni jak wczoraj sprawiają, że człowiek zanim stamtąd wyjedzie - już chce wracać. Tak było i tym razem.

Ostatni dzień naszego przedłużonego weekendu był jednocześnie pierwszym, w którym już z doliny widać było szczyty gór, a wśród nich nasz dzisiejszy cel - Smerek (1222 m npm) na Połoninie Wetlińskiej. Szlak zaraz za mostkiem nad strumykiem

zaczął się piąć ostro pod górę, aby gdzieś w połowie podejścia trochę "wyluzować" na granicy Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Po ok. 1,5-godzinnej wspinaczce dotarliśmy powyżej linii lasu.


I tam oto właśnie zaczęły się przepiękne i charakterystyczne dla Bieszczad widoki.


Dojście na sam szczyt zajęło nam trochę więcej czasu, niż można się było spodziewać ale nie mogliśmy odpuścić sobie przyjemności uwiecznienia tych niepowtarzalnych krajobrazów.

Ostatecznie dotarliśmy na sam Smerek, na którym wiatr chciał nam urwać głowy ;-)

Krótka sesja zdjęciowa i zejście w kierunku Przełęczy Orłowicza z widokami na całą Połoninę Wetlińską..


Z Przełęczy już tylko ucieczka przed wiatrem w dół, do Wetliny, stamtąd autobus do samochodu, samochodem na obiadek w Karczmie Brzeziniak... i powrót do domu :-(

Trasa tej wycieczki: Smerek (wieś) - Smerek (1222 m. npm) - Połonina Wetlińska - Przełęcz Orłowicza - Wetlina

WSZYSTKIE zdjęcia z naszej bieszczadzkiej wycieczki znajdziecie tutaj: 2013.11.01-04 Bieszczady

niedziela, 3 listopada 2013

Lutowiska - Chata Socjologa - Lutowiska

Co tu dużo gadać... no padało :-/ Choć nie cały dzień, ale jednak. Rano było jeszcze znośnie, choć bardzo pochmurno. Chcąc zmieścić się pod chmurami pojechaliśmy w niższe górki. Postanowiliśmy zaryzykować i jednak wyjść w góry chociaż na spacer. Z Lutowisk wyruszyliśmy w stronę Chaty Socjologa, gdzie byliśmy 2 godziny później. Spodziewałem się schroniska... no i je zastałem. Choć może nie w postaci takiej, jakiej oczekiwałem, ale było się gdzie schować. Do Chaty dotarliśmy my i wielu innych przed nami. Choć odbudowana w 2004 r. po pożarze rok wcześniej, wydaje się jakby nie dotarł tam XXI wiek. XX chyba też nie. I to jest chyba fakt, który świadczy o magii tego miejsca. Trudno to opisać słowami. Kto był - ten wie; kto nie był - powinien się tu wybrać.


Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej. Prognoza okazała się bardzo punktualna. Równo o 13.00 zaczął padać deszcz. Kolejne 2 godziny upłynęły nam w jego strugach w drodze powrotnej do samochodu. Po powrocie do Cisnej wybraliśmy się na bardzo dobry obiadek do Pensjonatu-Karczmy KARNASÓW, gdzie dzień wcześniej byliśmy na śniadaniu - polecam!
Trasa dzisiejszej wycieczki: Lutowiska - Lutowiska

sobota, 2 listopada 2013

Cisna - Smerek i Siekierezada :-))

Ładnie tu. Ładnie tu by było gdyby więcej widać było ;-P A że się dzisiaj nie naoglądamy to wiedzieliśmy po prognozach pogody i po tym jak wstaliśmy dzisiaj rano. Ale cóż było robić. Zebraliśmy się, poszliśmy na śniadanie i w drogę! Początkowo przez Cisną, następnie wzdłuż torów kolejowych przez mostek...


później kawałek wzdłuż rzeczki...

i zaczęliśmy się wspinać. Jak się okazało: do chmur :-)

Z chmur tych dużo zdjęć nie będzie, bo przez cały dzień widzieliśmy tylko kilka drzew przed sobą, a gdy tych drzew nie było... to w sumie to nic nie widzieliśmy ;-)

Szlak ostatecznie po kilku godzinach doprowadził nas do Smereka, skąd stopem wróciliśmy do naszego Trolla :-)


Po krótkiej przebierce w pokoju wybraliśmy się na obiad do chyba najbardziej klimatycznej knajpy w całych Bieszczadach!

O Siekierezadzie słyszałem już dawno i od kilku osób. Co w niej jest takiego szczególnego i wyjątkowego?

Trudno ująć to w kilku słowach. Jest to miejsce spotkań ludzi gór; tych, którzy nie boją się powiedzieć do Ciebie "cześć" mimo to, że widzą Cię po raz pierwszy; takich, na których twarzach wymalowana jest przygoda i miłość do gór;

dla których poszukiwanie jest celem samym w sobie; dla "ludzi, którzy odrzucili cugle, więzy, kajdany zorganizowanego społeczeństwa i żonglując wesoło flaszkami ruszyli po pochylni w otchłań na spotkanie wolności"...

Trasa dzisiejszej wycieczki: Cisna - Smerek
A pozostałe zdjęcia udostępnię po powrocie.